Byłem w tym roku na wakacjach. Wakacje to taki czas, kiedy nie trzeba chodzić do pracy. Dla mnie to problem, bo muzyki słucham głównie w pracy. A słuchać muszę. Tak mam :) Zabrałem więc na wakacje muzę ze sobą. Skompletowałem taki zestaw, że aż muszę się nim podzielić. Bo normalnie naszło mnie ;)
Na całe szczęście spora część urlopu była deszczowa, zamiast więc zażywać rakotwórczych kąpieli słonecznych, zwiedzaliśmy okoliczne atrakcje dojeżdżając do nich samochodem (między innymi miejsca, gdzie kręcili Janosika i Wakacje z duchami ;). I to właśnie samochód był dla mnie zbawieniem – przynajmniej, jeśli chodzi o muzykę ;)
Przed wyjazdem jak zwykle mnóstwo czasu zajęło ustalenie muzycznego zestawu, który powinienem zabrać na rodzinny wyjazd. A wbrew pozorom to nie jest takie hej siup. Najpierw trzeba ustalić koncepcję, a potem pod nią dobrać nagrania. Rzecz jasna poza Snopowiązałką VooVoo, która od kilku lat jest stałym punktem wakacyjnych wojaży.
Zastanawiając się więc nad tegoroczną podróżną kolekcją doszedłem do wniosku, że skoro od kilkudziesięciu tygodni polecamy różne fajne kawałki megatotalnych kapel, to czemu z nich nie wybrać wakacyjnego zestawu. Jak pomyślałem, tak zrobiłem.
Zadanie było trudne, bo przez trzydzieści tygodni poleciliśmy trzysta sześćdziesiąt albumów. Same utwory wybrane do składanek to niemal 24 godziny grania non stop. Po długich rozterkach wybrałem w końcu 140 kawałków, które weszły na 7 płyt (po 20 na sztukę). I powiem wam jedno. Ta koncepcja była strzałem w dziesiątkę. Wakacje rozpoczęliśmy z grubej rury – od 75c (Mikirurka).
Dzieci najbardziej pokochały Piosenkę dla wilka szarego (Je2bne). Tuż zaraz uplasowały się Spacer (Lemon Grass), Ne Pozitiva Situazione (Loenoff), Nowa Świeżość (Okinekopeszte), Widziałem (Chemical Garage) i Remedy (Muerte).
Rekordy popularności biły: Hiszpańska Terakota (Samplastik), Maczo Pedał Babe (Kalosz Laszlo), Arnold (Kozuna Nohanda), A może by tak (Mango Collective), Rozmiar B (Betty Be), Mroczne skutki uboczne (Ausdruck) i oczywiście Naszło mnie (Pokora).
Po górskich drogach genialnie jeździ się przy utworach 75c (Mikirurka), Jogi (Nastroje), Va Banque (Pataconez) i Grom (Duży Ptak).
Obfitość muzyki oraz rozpiętość nastrojów i klimatów wśród tych 140 utworów spowodowała, że ani razu nie byliśmy zmuszeni do włączenia radia i słuchania mielonej plastikowej miazgi. A to przecież tylko część skarbów, jakie można znaleźć na MT.
Ten tekst nie będzie miał pointy. Bo nie o pointę tu chodzi. Chciałem tylko podzielić się tym, co udało mi się wyszukać i polecić całe mnóstwo znakomitej muzy tym, którzy być może jeszcze na nią nie trafili :)
Jako że kocham katalogować i nazywać, każdej z siedmiu płyt nadałem tytuł pochodzący od utworów wchodzących w jej skład. I tak podczas wakacji towarzyszyły nam następujące zestawy:
Przy tobie naszło mnie na rozmiar 75c
Świeże skutki uboczne brzydkiej dziewczyny na końcu światła
Turecko bułgarskie przyciski o zapachu lateksu
Kawa z czystą na autostradzie dla wilka szarego
Maczo pedał babe is singing the blues with all my love
Widziałem jak dziewczyny dają zapalniczki
A może by tak armagedon i arnold down
Niestety z wybranego przeze mnie zestawu od tamtego czasu ubyły trzy znakomite utwory: Ciemna strona Marsa (Futuristen), Disco Relax (zespół zaburzeń świadomości) i Robo Band (Pitt-R), stąd trzy zbiory są dziurawe :(
Wakacje co prawda już się kończą, ale jestem pewien, że te składanki będą dobre na każdą inną okazję, a za rok wcale nie stracą aktualności. Serdecznie polecam :)