Danko Jones – Never Too Loud

danko jones / never too loud [2008]

Kiedy kilka lat temu natknąłem się na Danko Jonesa i jego załogę, pomyślałem sobie, że nareszcie pojawiła się nowa kapela, która gra prawdziwego, soczystego rocka z dużymi jajami. I co ważne – czuje się w jej graniu prawdziwą radość.

Potem przyszedł zabójczy Sleep is the Enemy z takimi killerami jak First date i She’s drugs. Oczekiwania wobec nowego albumu były więc bardzo wysokie. I… hmmm…

W zasadzie nic się nie zmieniło – chłopaki poruszają się nadal w obszarze trójkąta Thin Lizzy, AC/DC i Stooges. Jest głośno, energetycznie. Tylko brakuje tego czegoś. Może zbyt długie dźwięki nie dają już takiego poweru, może melodie są już zbyt melodyjne, może jednak riffy nie są już tak zadziorne.

Płyta zaczyna się jak powinna – od kopniaka Code of the Road delikatnie zahaczającego klimatem o Fu Manchu. Kolejne City Streets to reaktywowane Thin Lizzy (jeden z dłuższych utworów DJ – aż 4 minuty). Ale Danko to nie Phil niestety :( Dalej następuje melodyjna mieszanka szybszych i wolniejszych kawałków a wśród nich rekordowo długi (to już 6 minut), monumentalny Forest For the Trees z gościnnie dającymi głosu Petem Stahlem z Goatsnake i Johnem Garcią z Kyussa. Szkoda, że ten ostatni dośpiewuje coś tylko z tyłu.

Dzieło wieńczą kolejny singiel Thin Lizzy Ravenous (hit!) i utwór tytułowy, cytujący stare porzekadło “If it’s too loud you’re too old”. Może ja staję się coraz młodszy, ale dla mnie całość była too quiet.

W sumie to nie jest zła płyta. Po pierwszym zawodzie każde kolejne przesłuchanie daje coraz lepszy efekt. Niektórzy powiedzą, że tworzenie muzyki, która nie od razu dociera do słuchacza to oznaka dojrzałości artysty, ale czy ktoś zdrowy na umyśle oczekuje, że na przykład Lemmy dojrzeje i zacznie tworzyć wyrafinowane kompozycje o głębokim wymiarze duchowym? To nie ta bajka proszę Państwa.

A propos! Od października aż do 7 grudnia Danko Jones jeździ po Europie wraz z Motorhead właśnie (i jeszcze jednym zespołem). Danko to koncertowe zwierzę i większość wykonawców boi się go brać za support. Tutaj zdaje się jednak, że Mistrz wziął ucznia by nauczyć go How to Sing the Blues.