Nao – Deprywacja sensoryczna

Latem tego roku ukazała się debiutancka płyta zespołu NAO. Teraz kapela jest w trasie promującej krążek. Z Wojtkiem Śmierzyńskim i Edytą Glińską rozmawia Artur Szuba.

Zespół NAO powstał w 2006 roku w Warszawie jako czteroosobowy, eksperymentalny projekt instrumentalny, który wkrótce wzbogacony został o damski głos. Grupa ma na koncie wiele udanych koncertów i nagrań demo. Latem 2011 roku do sklepów trafiła debiutancka płyta, zatytułowana Deprywacja sensoryczna, poprzedzona promocyjnym singlem Śladami królika.

Materiał zawarty na debiucie warszawskiej grupy podsumowuje ich dotychczasową działalność. Płyta zawiera ponad 50 minut wielobarwnych kompozycji gitarowych z kobiecym wokalem po polsku. Nad ostatecznym kształtem płyty czuwał Szymon Czech znany ze współpracy z takimi zespołami jak Riverside, Proghma-C czy Antigama.

Niekomercyjny, niezwykle pięknie, szlachetnie grający zespół artystyczny z gatunku Sigur Ros, Björk, czy ocierający się o Pink Floyd, ale z cudownie bawiącą się głosem wokalistką, zespół wielowymiarowy – opisał zespół Zbigniew Hołdys, który był jednym z jurorów tegorocznego Festiwalu Muzyki Niemechanicznej Around The Rock, gdzie NAO zdobyło Grand Prix.

NAO tworzą: Edyta Glińska (śpiew), Wojciech Śmierzyński (gitara), Łukasz Pasternak (gitara basowa) i Grzegorz Maksymiuk (perkusja).

Lista utworów:

1. Wykres lęku z placu zabaw
2. Śladami królika
3. Konwalia
4. Nieustanny proces zmniejszania się
5. Faramuszka
6. Stacja tranzytowa między bytem a zapomnieniem
7. Da
8. Sok endorfinowy

Śladami królika i Alicji – rozmowa z Wojtkiem Śmierzyńskim i Edytą Glińską.

Debiut płytowy jest niewątpliwie powodem do radości, nie martwicie się jednak faktem, że generalnie płyt sprzedaje się coraz mniej? Przyszłość muzyki na dobre zwiąże się z internetem – zabawicie się w futurologów?

Wojtek Śmierzyński: W ogóle się tym nie martwimy, bo ludzie kupują nasze płyty. Moim zdaniem każdy szanujący się zespół powinien wydawać płyty, jeśli chce osiągnąć więcej niż status wykonawcy internetowego czy zespołu garażowego. Ale to że jest ona w formacie płyty CD zamkniętej w kartonowym pudełeczku owiniętym folią to sprawa drugorzędna tak naprawdę.

Był moment, jeszcze przed wydaniem “Deprywacji sensorycznej”, że rozważaliśmy, czy nie wrzucić całego materiału za darmo do sieci, ale porzuciliśmy ten pomysł. Stwierdziliśmy, że mimo wszystko w muzyce niszowej, a taką podobno gramy, istnieją jeszcze ludzie, którzy odtwarzają muzykę z płyt. Słyszałem nawet opinie, że ludzie którzy lubią NAO nie lubią internetu.

Trzeba celować we wszystkie środki przekazu, jeśli chce się do ludzi dotrzeć. I tak naszą płytę można kupić w internecie, na naszej stronie, na koncertach, sprzedajemy też mp3.

Muzyka na pewno zwiąże się z internetem, ale myślę, dużo czasu minie, zanim twórcy zupełnie zrezygnują z krążków CD. To troche tak jak z książkami. Mimo, że dostępne są e-booki, to księgarnie nie cierpią na brak klientów. Tu chodzi trochę o klimat przerzucania kartek w podróży pociągiem nad morze.

Tak samo jest z płytami – muzyka to nie wszystko, czasami liczy się samo wydanie, grafika, pomysł na okładkę. A u nas płyta jest bardzo ładna.

Deprywacja sensoryczna – proszę wytłumaczyć się z tytułu.

Wojtek Śmierzyński: Deprywacja sensoryczna to stan, w którym człowiek odizolowany jest od wszelkich bodźców zmysłowych. Nie może odróżnić dotyku, nie słyszy niczego poza sobą, nie widzi nic, czuje neutralny zapach – to powoduje specyficzny stan umysłu, w którym mózg zaczyna sam wymyślać bodźce, bo jest do nich przyzwyczajony, wręcz uzależniony.

I muzyka, którą napisaliśmy na tę płytę skojarzyła nam się jakoś z tym stanem, szczególnie z tekstami. Ludzie naszą twórczość odbierają jako stan odrealnienia, dziwną podróż. Wszystko nam się połączyło w całość dzięki tytułowi płyty.

http://youtu.be/b63uMN1GB5c

Każecie podążać słuchaczom śladami królika. Czy podobnie jak Alicja, znajdą się oni w magicznej krainie? Co znajdą na płycie?

Wojtek Śmierzyński: Tak jak mówiłem wcześniej, znajdą zaskakujące zagięcia rzeczywistości. Wiesz, ciężko nam się zdystansować do naszej twórczości. Powiem tylko, że ci, co nas znają, znajdą zupełnie inne NAO niż to, które można usłyszeć na żywo. Z pełną świadomością wykorzystaliśmy możliwości studia i to, że na płycie możemy zrobić wszystko, co chcemy. Jest więcej przestrzeni, więcej subtelności, klimatu, więcej dźwięków w ogóle. Wszystko się łączy w jedną całość.

Płyta jest trochę taką podróżą Alicji, nawet okładka jest dziwaczna jak ze złego snu. Jesteśmy z Deprywacji sensorycznej bardzo zadowoleni. Płyta jest spokojna, na koncertach natomiast, jak mawia Adam Waleszyński z TFN, spuszczamy wpierdol.

Edyta, śpiew jest dla Ciebie tylko kolejną częścią muzycznej układanki, czy jednak ważne jest to o czym się śpiewa? Kto pisze teksty i czego dotyczą?

Edyta Glińska: Teksty są mojego autorstwa. Dla mnie muzyka i słowa są tak samo ważne. Ważny jest dla mnie dobór słów, ich połączenia, to jak brzmią. To, że mogę pokazać coś znanego wszystkim w zupełnie innym świetle. Do tego stopnia innym, że czasami może być ciężko się zorientować czym jest.

Jak się okazuje, stwarza to spore możliwości do interpretacji, co mnie bardzo cieszy. Ważne jest, w jaki sposób się opowiada, ale nie jest to ważniejsze od muzyki. Gdybym nie mogła znaleźć środków wypowiedzi w języku polskim, prawdopodobnie znalazłabym jakieś inne rozwiązanie. Można śpiewać, przekazywać emocje, w ogóle nie używając słów, co również mi się zdarza.

W tekstach nie nawracam, nie moralizuję, ani nie odkrywam żadnych nowych terenów, jeśli chodzi o tematykę. Wbrew pozorom, właściwie nie ma tam wątków miłosnych. Teksty z Deprywacji sensorycznej to częściowo próba zmierzenia się ze sobą, z własnym wnętrzem, ale też ucieczka od siebie. Trzeba sporo odwagi by poznać samego siebie.

Jest za to cały arsenał katastrof emocjonalnych, z których jednak ostatecznie uchodzimy z życiem. Jest nawet jeden tekst o szczęściu.

Wielu wokalistów narzeka, że język polski jest mało śpiewny. Co ty o tym sądzisz?

Edyta Glińska: Nie uważam, żeby był mało śpiewny. Mamy w języku polskim śpiewne słowa. Myślę, że to też kwestia oswojenia się z tym. Większość muzyki jakiej słuchamy, jakiej również ja słucham, jest śpiewana w języku angielskim – z tym jesteśmy oswojeni.

Wydaje mi się, że niektórzy wokaliści boją się śpiewać po polsku wyłącznie dlatego, że słowa są zbyt mocne, wydają im się banalne i szybko porzucają dalsze poszukiwania. Teoretycznie powinno być łatwiej, bo przecież myślimy po polsku.

Język polski to dla mnie naprawdę świetne narzędzie do przekazywania emocji. Rzeczy powiedziane do nas w języku ojczystym najmocniej uderzają w serce.

Gracie promocyjną trasę koncertową. Gdzie w najbliższym czasie będziemy mogli posłuchać was na żywo?

Edyta Glińska: Trasa obejmuje w sumie trzynaście koncertów. Pojawimy się na scenie, m.in. z Tides From Nebula, Idiofon, Obscure Sphinx, Dorena, Event Horizon, Hunted By The Waves, Broken Betty, New Century Classics. Zagramy jeszcze koncerty w Katowicach, Sopocie, Tczewie, Olsztynie, Wrocławiu, Poznaniu, Łodzi, Bełchatowie i Pabianicach. Szczegóły dotyczące trasy na naszej stronie internetowej www.naotheband.pl. Zapraszamy serdecznie.

Rozmawiał Artur Szuba