Perkusista Skowytu, Loftu i Adiós. Prekursor gastrometalu. Propagator latynoskiego ska. Janek Zasztowt. Ze Skowytem gra dziś w warszawskim Centrum Promocji Kultury Praga Południe. Tu i teraz rozmawia z nim Artur Szuba.
Za pałeczki chwyciłeś za sprawą rozsmakowania w orientalnej kuchni, czy były jakieś bardziej prozaiczne powody?
No nie do końca, ale byłeś blisko gdyż częściowo wiąże się to z tematyką kulinarną. Otóż, pierwszy zespół założyliśmy z kumplami w liceum i chcieliśmy wymyślić coś oryginalnego, czego jeszcze nie było, tak oto postanowiliśmy, że będziemy grać Gastronomik-Metal czyli odmianę metalu, gdzie za instrumenty będą służyć przyrządy kuchenne (w moim przypadku łyżki, garnki, pokrywki), a teksty będą traktować o gotowaniu, obieraniu ziemniaków, krojeniu selera itp. (śmiech). Jednak łyżki i garnki nie wystarczyły na długo, zakupiłem pierwsze bębenki marki Polmuz (dla niezorientowanych dodam że nie różnią się specjalnie jakością od wyrobów kuchennych (śmiech). Potem były lekcje, wyjazdy na warsztaty. Wkręciłem się na dobre.
Pomysł zaiste smakowity, już sobie wyobrażam koncert, na którego koniec fani i muzycy zajadają się świeżo przyrządzonym bigosem :) Hmmm, ciekawe jaką potrawę dołączalibyście do płyty?
Robocza nazwa zespołu była Boiling Brains (miało się pomysły w młodości ;) wiec potrawa byłą by zapewne wyborna :-)
Zostawmy już warzywa i zaskowyczmy, wszak miniony rok był dla Skowytu bardzo szczęśliwy, sukces w przeglądzie Antyfest organizowanym przez Antyradio, singiel „Jest nas dwóch” wydany przez społeczność MegaTotal.pl i przebój „Ona jest nazi”. Czy o czymś zapomniałem?
Dorzuciłbym jeszcze zrobienie teledysku do wspomnianej piosenki „Ona jest nazi”, który wywołał w wielu kręgach sporo zamieszania – w niektórych nawet za dużo (śmiech). No i oprócz wsparcia ze strony Antyradia, Skowyt zagościł też na falach Roxy Fm.
Skowytowe plany na 2010 rok…
Był singiel „Jest nas dwóch”, był singiel „Ona jest nazi”, chyba najwyższy czas na płytę, obecnie jesteśmy na etapie ogarniania tematów organizacyjnych związanych z tym przedsięwzięciem. Jak wszystko pójdzie dobrze, to w połowie roku chcielibyśmy nagrać płytę długogrającą. Użyjemy wszelkich dostępnych środków, a te niedostępne sobie udostępnimy (śmiech), aby to wydawnictwo zostawiło po sobie trwały ślad. Więcej szczegółów nie zdradzę aby nie zapeszać.
Opowiedz proszę o drugim projekcie, w którym bierzesz udział – Adiós. Jak się tam znalazłeś i skąd takie egzotyczne, jak na nasze warunki, muzyczne połączenie?
Pomysł na taki zespół powstał w głowach Kasi, Marka oraz Tomka, którzy od dawna siedzą w tego typu muzyce. Z Kasią znaliśmy się już wcześniej, to ona zaproponowała mi, bym wpadł na próbę zespołu, który gra „latynoskie ska” i „latynoski rock”. Pierwszą moją myślą było: „kurde, a co to jest latynoskie ska?!!!” Z ciekawości poszedłem sprawdzić i tak się zaczęło. Dzięki nim poznałem bardzo wielu ciekawych wykonawców z Ameryki Południowej, którzy w Polsce są mało albo w ogóle nie popularni, co rozszerzyło moje horyzonty. Potem do zespołu dołączył jeszcze mój dobry ziom Piotrek Wąsiewicz, i tak powstał Adiós.
Punkujący Skowyt i latynoskie klimaty w Adiós, który z rytmów bardziej oddaje twój charakter?
Jeśli chodzi o moje gusta muzyczne, to bliżej mi do Skowytu, gdyż wychowałem się na rockowych klimatach. Adiós jest dla mnie ciekawym doświadczeniem i próbowaniem czegoś nowego, co bardzo mi się podoba. Mam dużą przyjemność grania w obydwu projektach, a tak się składa, że ich członkowie są prywatnie moim przyjaciółmi, co dodatkowo umila nam czas. Zresztą dobry klimat w zespole to podstawa. Wyobraź sobie, że jedziesz w trasę albo tylko na kilka koncertów z osobą, na której widok chce ci się wymiotować. Na pewno takie 8 godzin w busie nie należy do najprzyjemniejszych, a przecież takie sytuacje wbrew pozorom występują w wielu kapelach.
Ale czy po latach wspólnego grania też nie można mieć odruchu wymiotnego?
Oczywiście, że można. Zespół jest trochę jak związek, czasem jest dobrze, a czasem niekoniecznie. Są sukcesy i są takie chwile, że chciałoby się to wszystko rzucić w cholerę, ale jak się ma dużo determinacji i konsekwencji, to można przetrwać każdy kryzys i zadymę. W zespole często ludzie muszą się nauczyć wzajemnej cierpliwości. Niektórzy odchodzą, inni przychodzą, ale trzeba robić swoje i grać, a jak ludzie po latach wspólnego muzykowania się lubią i nie muszą zmuszać się do stania razem na jednej scenie, to już jest wielki sukces.
I tego wam właśnie życzę. Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Artur Szuba
Zdjęcia: Tomik Wincenciak i Kasia Świrkowicz
Dossier:
Imię i nazwisko: Janek Zasztowt
Pseudo: Janek
Zespół: Skowyt, Adiós
Instrument: Perkusja
Data urodzenia: 25.05.1983
Miasto: Warszawa
Kapele w których grałem: Sabotage, Impass, In Motion, Loft, Adiós, Skowyt + kilka epizodów w rożnych składach
Sukcesy: Mam nadzieję że największe przede mną :) Obecnie dużo fajnego dzieje się ze Skowytem.
Porażki: Mogłem zacząć grać trochę wcześniej (zacząłem w wieku 17 lat czyli dość późno)
Inspiracje: Bardzo różne. Jestem otwarty na wszelką muzę, a jeśli chodzi o idoli to nie wiem czy to dobrze czy źle ale nie posiadam takowych.
Marzenia: Myślę, że każdy, kto muzykuje, marzy o osiągnięciu dużego sukcesu, nie inaczej jest ze mną. Chciałbym nagrać z%^%*ą płytę, grać duże koncerty, itp.
Unikam: Wchodzenia w dziwne układy, lubię jasne sytuację.
Lubię: Spędzać miło czas :) (mało oryginalne)
W MT od: Listopada 2007
Jestem tu bo: Promuję swoje zespoły ;) No i MT wkręca jakby nie patrzeć, można tu zaobserwować wiele ciekawych zjawisk muzycznych i nie tylko. Dodam, że prywatnie nie lubię portali społecznościowych a MT jest takim wyjątkiem potwierdzającym regułę ;)