NeLL – White Noise Zone

Chorzowski kwartet jest dla Użytkowników i Założycieli portalu MegaTotal.pl dowodem na to, że “w Polsce też można”. Bo to oni jako pierwsi, dzięki pomocy społeczności internetowej, zgromadzili kasę na nagranie i wydanie swojego pierwszego oficjalnego singla.

nell_rec_case_out

Biorąc pod uwagę tylko i wyłącznie statystyki, NeLL we wstydliwy dla innych obecnych na Megatotalu wykonawców sposób zostawił ich w blokach startowych, dziarsko rozpoczynając swój fonograficzny żywot. Problem jednak w tym, że pod względem statystyki mieszkańcy Kłodawy mogą mieszkać w Ułan Bator, a nie mieszkają. Analogicznie jest z grupą NeLL – mogliby być zespołem BARDZO DOBRYM, a są zaledwie niezłym. Ich debiutancka płyta pokazuje to bezwzględnie.

Oto kilku młodych junaków wchodzi do studia. W ramach śmiesznego budżetu przewidzianego na nagranie albumu, wzmocniona dwoma producentami ekipa kroi jedenaście kawałków i decyduje, że “tak ma być”. Efektem jest coś, co wbrew zapewnień muzyków, wydaje mi się 40-minutowym kompromisem między “grać swoje”, a “grać pod kogoś”. Piszę te słowa z pewną goryczą, bo mam w swej regularnie tetryczejącej pamięci jeden wykon tej kapeli, po którym nie było jeńców, mimo, że publiczność składała się z… czterech osób, włączając w to ekipę techniczną. Próba przed ich pierwszym koncertem w Trójce. Masakra oraz pozamiatane dokumentnie. Kilkadziesiąt minut znakomitej, bezkompromisowej pracy rockowego organizmu. Na płycie ów organizm wydaje się pracować “na pół gwizdka”.

nell_rec_case_in

NeLL mają niezaprzeczalny talent do pisania chwytliwych refrenów, które pod wpływem obróbki studyjnej zmieniają optykę odbioru tej płyty z melodyjnego, przybrudzonego gitarowego indie w twór, który niepokojąco wyciąga rączki w kierunku muzyki środka dla ładnie uczesanych widzów Opery Leśnej (“Katastrofa w nadfiolecie”). Szkoda, że ładną balladę “Lady C” potraktowano tutaj jak produkt kowalstwa artystycznego, z naciskiem na kowalstwo. Podobnie jest z “Lemon Cold Ice Milk” i “Zgaśnij księżycu”. W porównaniu z wcześniejszymi wersjami tych kawałków, z tych nowych jakby wyparowała jedna trzecia ducha. I zadziwiające, że wśród niedoprodukowanych lub dziwnie wyprodukowanych piosenek wyrastają pod koniec albumu dwa fragmenty, które powinny wyznaczyć grupie azymut na przyszłość – autobiograficzne “Szkło” i oddychający (czemu tak późno?!), przestrzenny “Technikolor Illusions”. Można było lepiej, Panowie? Jak się okazuje, można było.

nell_rec_band

Księżyk wciąż należy do bardzo nielicznej grupy polskich wokalistów, którzy potrafią interpretować teskty po angielsku, a nie po ugandyjsko-angielsku. Ignalski jest bardzo dobrym wiosłowym, podobnie jak Tudyka – basowym. Kucharczyk natomiast nie bez potrzeby inwestuje w swój zestaw perkusyjny. Cholera, to jest naprawdę niezły band, tylko dlaczego na swoim debiucie aż tak czytelny? Mam cierpliwość i spokojnie poczekam. Ktoś jeszcze?

Piotr Stelmach