Motto:
Oświadczam, że pana podejrzenia są całkowicie bezpodstawne. Ta pani przyszła tu w tym kożuchu i w nim wychodzi. A swoje przemyślenia, panie Stelmach, niech pan sobie wsadzi w dupę.
Zasadniczo chodzi o to, że morale upada. W związku z tym postanowiłem zarobić i będę się tu „twórczo” produkował. Wbrew temu, co planuje kadra tego portalu, nie ma że boli i kasa musi się zgadzać. Bo ja jestem medialny oraz mam maturę. Chciałbym to tytułem wstępu ustalić, żeby potem nie było jakichś teges śmeges.
W większości będą to prymitywne, nieokrzesane wycinanki, których się autor nie wstydzi. A że niektórzy wstydzą się autora, to już zupełnie inna sprawa jest jakby. A mąż pani Kasi jest tu jakby obecny. Tylko jakby. Bo autorem się jest, a felietonistą się bywa. „Droga Redakcjo, dlaczego publikujecie teksty tego debila?”.
Mam tu pisać o muzyce. Tej ze Szwecji głównie, ale nie tylko. Wiadomo, Abba była Szwedem, Bjorn Borg był Szwedem… Piękne to były czasy. Roxette, Animal Collective, Kent, jezioro Mamry… Dziś 80% rynku muzycznego to Szwedzi, potomkowie Szwedów, ci, którzy mają znajomych w Szwecji i ci, którzy o Szwecji kiedyś coś słyszeli. Świat jest mały, a Szwecja jeszcze mniejsza. A więc trzeba poszukiwać! Nie wystarczy tylko bezkrytycznie nabierać się na to, co pochodzi ze Szwecji. Nie róbcie tego, Młodzi Junacy! Pokażmy Szwedom, że inni też znają się na muzyce! Bierzmy przykład z nas samych! W Polsce na muzyce znają się wszyscy oprócz muzyków. Na dodatek wszyscy oprócz muzyków na muzyce znają się tak samo, czyli dobrze. (Prawie wszyscy) muzycy z Polski są głównie wpatrzeni w muzyków ze Szwecji i nie za bardzo umieją grać. Reszta mieszkańców Polski, czyli ci, którzy znają się na muzyce, też nie umieją grać, ale mają wiedzę, klasę i gust. Niektórzy mają nawet w domu Internet. Kochamy ich, a oni kochają nas. Zatem szerzej, moi Drodzy, szerzej! Polska i Wy, Wielka Brytania, USA, Niemcy, Szwajcaria, Węgry, Radiohead – to wszystko na Was czeka. Zostawcie na chwilę Szwecję, rozejrzyjcie się. Poza tym, po co jeździć nad jezioro Mamry? Proszę to przemyśleć.
Słów kilka o kadrze portalu i nepotyzmie, jaki tu wspólnie wykonamy. Olo (szef) i Drożdżu (szef) to moi przyjaciele z boiska. Z pierwszym pracowałem kiedyś w radiu oraz grałem w zespole rockowym, a z drugim nie. Zespół ów był dobrym zespołem. Działał pod nazwą Lody Podaje Sprzedawca. Olo zajmował się programowaniem i tworzeniem niskich lub niekiedy wyższych dźwięków w metrum 5/6, czyli identycznym co w piosence „Golden Brown” szwedzkiego zespołu The Stranglers. Ja grałem na perkusji.
Nazwa naszego zespołu została bezpośrednio zainspirowana koncertem Jamesa Browna w sopockiej Operze Leśnej i wydarzeniami, które rozegrały się kilka godzin później. Nie mogę o nich napisać, bo są zbyt osobiste, intymne i piękne. O takich rzeczach nie wolno pisać w Internecie. Z czasem zaczęliśmy używać też angielskiej nazwy Ice Cream Given By Salesman, a między wierszami przepadła pierwotna nazwa, z której w obawie o trudności w wymowie i cenzurę radiową postanowiliśmy zrezygnować (Wypierdalacz). Głównym autorem piosenek był Olo. Stworzył między innymi cykl zatytułowany „Bobinga Roots”. Zadziwiające, że w nielicznych recenzjach (w polskiej prasie!!!) zarzucano nam zbyt wyraźne inspiracje Pavement, Moose i The Cramps. Nie było we mnie zgody na wytykanie nam błędów. Odszedłem, postanowiłem się zemścić i zacząłem pracować w radiu.
Cóż… Jesteśmy zatem bandą niezrealizowanych muzyków. Zgrają frustratów bez uregulowanego stosunku do służby wojskowej i rodziny. Nie byliśmy nigdy w Szwecji. Tak jak John Cleese nie mamy zamiaru chronić zwierząt, uważając, że gdyby miały one służyć czemuś innemu niż jedzenie, Bóg zrobiłby je z plastiku lub drewna. Z naszej działalności nie czerpiemy zbyt dużych zysków. Jako wstydliwa mniejszość w tym kraju nie znamy się na muzyce i nieustająco pozdrawiamy Fachowców. Im chwała, pilotki z głów, honoraria i dobra rada od Wujków Dobra Rada: muzyków – nieudaczników, czyli (prawie) wszystkich, którzy dotykają instrumentów, trzeba mentalnie lub ewentualnie fizycznie prześladować! Nie żałować wyzwisk, nie szczędzić razów, zwijać wilgotne ręczniki w marchewki i robić kocówy. Bo prawdziwa pseudocnota krytykować się nie boi, co nie?
Cały czas piszę „my”, bo jakoś tak przez spodnie czuję, że gram w tej drużynie. Megatotal jest być może najpierwsiejszą cyfrowo – analogową instytucją w tym pozbawionym zawiści, mega europejskim kraju, która ma w dupie tak zwane lepsze gusta. Paradoksalnie na tym portalu liczy się kasa. Grosze, ale zawsze jakieś. Powodzenia und asekuranckie współczucie dla moich przyszłych Czytelników. I będzie dym, jeśli okaże się, że ząbki w treju są połamane. Przecież to się słuchać odechciewa! Grają w ringo tymi płytami na zapleczu czy co?
Autoskompromitował się
Stelmach