Rock na Bagnie 2015. Czyli Spirit w narodzie.

Jak zawsze mój sezon festiwalowy rozpoczął się w pięknej miejscowości Goniądz na Rocku na Bagnie (choć właściwie w tym roku miało być inaczej, ale niestety na Gardłoryki nie dotarłam, co z pewnością nadrobię w przyszłym roku). W tym roku pojechałam jako „zwykły” festiwalowicz.

Jak zawsze mój sezon festiwalowy rozpoczął się w pięknej miejscowości Goniądz na Rocku na Bagnie (choć właściwie w tym roku miało być inaczej, ale niestety na Gardłoryki nie dotarłam, co z pewnością nadrobię w przyszłym roku). W tym roku pojechałam jako „zwykły” festiwalowicz. Rzecznikiem prasowym nie jestem, matką organizatorką nie jestem, ze sceny nie krzyczę „nie wchodzimy do wody” i sklepiku festiwalowego nie prowadzę. W tym roku będę się bawić! I się bawiłam…. Oj jak ja się bawiłam!

Foto: Szopenoi Robert Szopa

W podróż z Warszawy udałam się z 14-letnią młodą damą, którą zapewne większość stałych bywalców zna. Ola jeździ na Bagno od 4 lat – tak ją matka wychowała!. Na początek meldunek w Agroturystyce nad Biebrzą „Sośniaki” – to podstawa. Arek wita nas jak starych, dobrych przyjaciół. Wszystkich tak wita, ale my czujemy się wyjątkowe. Za chwilę przyjeżdża Edward z ekipą. Auto odstawione, lecimy na plac. Jest czwartek, więc pewnie niewiele się wydarzy, ale lecimy…

Bagno wciąga, Bagno wiąże

Na początek wpadamy na Jacka Derektora Żabę Żędziana i Waldka Tomaszuka. Jakbyśmy widzieli się wczoraj.
– Kasia, jak Ci się podoba nasz ryneczek? – pyta zadowolony Żaba. Ja, Mili Państwo, „paczę”, a tu kartacze, kiełbasy, żurki, czego dusza zapragnie. Mieszkańcy czekają na przyjęcie gości festiwalu.
Lecimy nad rzekę. Buduje się technika, na placu namiotowym coraz więcej ludków. Widzę znajome twarze. No bo jak festiwal bez Szopena, Rodzyna (Bad Look Records) czy Jelona? Widzę te mordy i już wiem, że jestem „na Bagnie”. Wszyscy się witamy jak najlepsi przyjaciele, a przecież widujemy się tylko raz do roku, tu na Bagnie. Bagno wciąga, Bagno wiąże.
Dzień 1

W piątek przybywamy o 12.00, w samo południe. Miejsce nie do poznania. Z miliard namiotów (obstawiam, że ok. 500, a może i więcej) sklepik rozstawiony, próby się dzieją i wszystko na swoim miejscu.
– Ciocia, pracujemy w tym roku w sklepiku? – pyta Olcia.
– Nie, Olciu, w tym roku cioci noga tam nie postanie.
Kompletna bzdura – cały dzień tam siedziałam! Rodzyn (Bad Look Records, piszę to po raz kolejny, bo nie dość, że swoje gifty sprzedawał, to i festiwalowe), Krzysiek (też BLR), Pani Kasia (No Profits) i Krystian (wolontariusz RnB) , nie dało rady inaczej. I co wyjątkowe, przynajmniej dla mnie… po raz pierwszy pojawił się MegaTotal.pl w osobie Krzysia Teodorowicza. Wyłożył milion płytek po 2, 3, 5 i 10 złociszy (takie rzeczy tylko na Bagnie, co po raz kolejny powtarzam). Dzień się dzieje, koncerty wystartowały. Scenę otworzył mistrz w osobie Darek Koń Kantor – absolutny mistrz sceny.  THE TREPP, BOMBAT BELUS, UKRYTA STRONA MIASTA, STREET CHAOS, DIZEL, [peru]. Eleganckie koncerty, ale ja wlekę dupę na ROYAL SPIRIT. Jak dla mnie – objawienie tego festiwalu. Pieśń „ Ona chce tańczyć” urzekła mnie jak mało która. (Jak czytaliście moje felietony, to podobne wrażenie zrobił kawałek „Ona jest nazi” Skowytu). I ja, i Olcia, i Pani Kasia, i Krzysiek, i nawet… Żuku pod sceną…. Aj, jak fajnie. Oczywiście od razu zakupiłam od chłopaków demówkę i z niecierpliwością oczekują długiej płyty (wyda ją Bad Look Records – żeby była jasność). THE SANDALS, ZPUTNIK, THE STUBS, NOVEMBER.

KABANOS – skakałyśmy do utraty tchu. KSU – marzenie mojego życia. Koncert świetny, choć w tym czasie „konwersowałam” z pewnym młodym człowiekiem, ale na „Jabol Punk” się załapałam. No i na koniec moja ukochana CELA nr 3. W zeszłym roku miałam przyjemność ją zapowiadać, a w tym wysłuchać.

Royal Spirit & Szopenoi Robert Szopa

Dzień 2

Ponownie godzina 12.00 wybiła,  jak stawiłyśmy się obie z Olcią na placu. Nooo, może troszkę później, gdzieś około 14.00.  LOLLIPOP, CZACHOYEB, TORA TORA TORA. Spacer do Domu Kultury. Wspaniałe filmy Spichlerza Jarocińskiego, przytargane przez Julię Rzepkę. „Kobiety Karabiny”… (z dumą patrzyłam na „moją” Anję Orthodox) i „Idę samotny ulicą mego miasta” (no i z równie wielką dumą patrzyłam na Piotrka Mizernego Liszcza z 1984, którego jestem od kilku lat menedżerką).

WOUNDED KNEE, STREET TERROR, CYMEON X, INHALATORS, ZWŁOKI & przyjaciele Plexi ex DEADLOCK, Mikes SZMATA, Robert Brylewski i Paweł “Kelner” Rozwadowski. Żałuję ogromnie, że jakoś Pawła Kelnera nie spotkałam… jakoś mi umknął. Rok w rok się z nim widzę, a tym razem się nie udało. Udało się jednak wielokrotnie spotkać Darka Duszę, który w tym roku przyjechał również jak ja, jako „zwykły festiwalowicz”.

No i…. KRYZYS. „Wojny Gwiezdne – wszystko możesz mieć!” Kolejny gigant koncert.  Roberta Brylewskiego widziałam na scenie nie raz i nie dwa, ale na Bagnie… serce rosło. Kolejna PLEBANIA. A zaraz po nich Alians.

– Ciocia, ciocia, chodź pod scenę. No i co miała zrobić stara ciocia? Oddałam torbę przeuroczemu ochroniarzowi o imieniu Ernest i poszłaaaaaaam. Oj jak poszłam. Po pierwsze chłopaki są z Piły (jak mój ukochany The Cuts), a po drugie patrząc na Korabola nie dało się ustać w miejscu. Kolejny świetny koncert tej edycji Bagna. No i Analogs – ekipa szczecińska. Czy muszę coś mówić? No może powiem tylko tyle, że w mojej szafie wisi bluza z kapturem dumnie nosząca napis na mej piersi: THE ANALOGS i to o dziwo w rozmiarze „S”. Totalnie opadnięta z sił umościłam się w ogródku piwnym w towarzystwie kolegi Wojtka i Daro, starego poczciwego punkowca, który w kółko wyskakiwał w górę pozdrawiając kolejnych przechodzących „przyjaciół”. A dodać należy, że chłopisko jest wielkości czołgu, więc cały stół podrywał się razem z nim. No i nagle się stało…. ARGY BARGY! Z całym szacunkiem i umiłowaniem do rodzimych kapel totalnie zamietli scenę. Technicznie – KOSMOS. I to bez drugiego wioślarza, który nie dojechał. Koncert wysłuchany z ławy piwnej odcisną się sromotnie w mojej czaszce.
Foto: Szopenoi Robert Szopa
PODSUMOWANIA SŁÓW PARĘ

To była dla mnie wyjątkowa edycja z kilku powodów. Każda poprzednia miała swój urok. Że nie wspomnę o prawdziwej bagiennej w Strękowej Górze. (wracając do Warszawy specjalnie wjechałam do Strękowej, żeby spojrzeć w kierunku tego pola i miejsca, gdzie ugrzązł w błocie nasz samochód). Ale to Bagno było WYBORNE! Jeśli można w ogóle tak powiedzieć.  A dlaczego?
– bo poznałam ludzi po raz kolejnych tych samych, a jednak od nowa
– bo kolega nie utopił się w bagnie
– bo kaca jakby nie było wcale
– bo wspomnienia kolejne mam wyjątkowe
– bo Żaba rośnie nam w siłę i niesamowicie na to patrzeć
– bo był mąż Ani Porębskiej i uścisnął mi rękę
– bo pysznie było wege jedzenie
– milion osób mnie zapytało czy mogą wejść do wody (odruch psa Pawłowa pewnie mieli)
– bo…
Mogłabym tak długo jeszcze, ale powiem tyle: koniec i bomba, a kogo nie było ten trąba!

Z bagiennym pozdrowieniem Wasza Kasia.

Foto: Szopenoi Robert Szopa

Słowo od autora: wybaczcie mi wszyscy, których nie wymieniłam, a byliście tam ze mną (Agata z Brodą i Muszka, Manio W., Julcia i Kondor, Szulek i Zuzinka, Tomek z Natalką, Irek sąsiad, Gosia z aparatem,  Andrzej T i jego wspaniała wystawa fotograficzna i Kordian i Błażej z Kasią i Gaweł z żoną i dziećmi i WY WSZYSCY!!!! ….. W tym roku wszystko było wspaniałe, ale MegaTotal nie pozwala pisać powieści:)

MegaTotal: to i tak jest prawie powieść :) Ale za to jaka!